piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział 9 zwany moją śmiercią.

   
Kolejne ciosy skierowane na worek treningowy nie dawały mu poczucia spokoju ani wytchnienia. Ciosy z każdym uderzeniem coraz bardziej wzbierały na sile aż w końcu decydujący zamach sprawił, że worek wylądował kilka metrów przed nim. Przez chwilę tępym wzrokiem wpatrywał się w niego jednak myślami był gdzie indziej. Dzisiaj minęło równe 6 miesięcy od tamtego dnia. Jego mózg zaczął przywoływać wydarzenia tamtego dnia.
                   


Wszyscy siedzieli w centrum operacyjnym i uważnie śledzili spory ekran przed sobą. Obraz przedstawiał nowoczesne wnętrze , prawdopodobnie jakiegoś korytarza , jednak było to trudno wywnioskować gdyż obraz cały czas migotał.  
- Co wy mi za plany daliście ?-  Zniecierpliwiony głos Luny rozszedł się po sali. - Gdzie tu jakieś laboratorium jest ?
- Weryfikowaliśmy je kilka razy ... - Fury odparł niepewnym głosem.- Popraw kamerę na kurtce.
- Właśnie widać. - Cichy mamrot Luny i tak dało się słyszeć po całej sali jednak spełniła prośbę Nicka .
 Steve czuł , że coś się wydarzy. Wszystko było za łatwe a zaczęło się od tego , że Banner wysłał sygnał alarmowy. Pochodził on z  laboratorium w którym aktualnie przebywała Luna. Kątem oka spojrzał na Natashe , która nerwowo wpatrywała się w obraz. Nie dziwił się. Kochała go.  Tony próbował nie dać nic po sobie poznać jednak martwił się nie tyle o doktora a co  o Lune.  Po raz pierwszy widział też zdenerwowanego Furego , jednak jemu bardziej chodziło o wiedze Bannera niż o swoją agentkę. Steve zadawał sobie tylko jedno pytanie dlaczego on posłał ją tam samą?
Tymczasem na ekranie pojawiły się jakieś drzwi. 

- Dobra jest postęp , są jakieś drzwi. - Truimfalny głos Luny sprawił , że Steve stał się jeszcze bardziej zdenerwowany. - Wchodzę.
Tony podniósł się z krzesła i podszedł bliżej ekranu. 
- Powinniśmy tam być. - Powiedział Tony bezpośrednio do Furego.
- Na razie nie ma takiej potrzeby. - Fury popatrzył na Starka , jednak ten tylko nerwowo pokręcił głową.
- Tony ma racje , Hulk to jeden z nas , powinni...-  Clint nie dokończył , gdyż dało się usłyszeć dźwięk odbezpieczanej broni Luny.
- Luna , pamiętaj kto tam jest. -  Nick powtórzył tą formułkę dokładnie czwarty raz.
- Pamiętam.

Ostatnie co dało się zobaczyć to biały kolor a ostatnie co dało się usłyszeć to odgłosy strzałów , krzyk Bannera i niewyobrażalny huk a potem jedynie czarny kolor ekranu. Steve poczuł , że całe jego ciało zalało zimno. Nawet nie zauważył kiedy wstał. Stali wszyscy. Tony wybiegł z sali , Steve zaraz za nim. Wiedział co chce zrobić. Za sobą usłyszał bieg i głosy pozostałych avengersów.  Jednak było już za późno , gdy dotarli na miejsce cały budynek w którym mieściło się laboratorium płonął. Wokół budynku było pełno straży i policji.  Zobaczył Bannera , który stał obok wozu strażackiego i tępo wpatrywał się w płomienie.  Pierwsza podbiegła do niego Natasha.
- Bruce? - Zapytała i rozejrzała się wokół. - Gdzie Luna?
Jednak on nic nie odpowiedział jedynie smutno spojrzał się w jej oczy. 
-Ona...oni mi coś podali , i nie mogłem.. - Jego głos drżał. - Ona mnie uratowała.
- Gdzie jest? - Tony ponowił pytanie jednak spodziewał się odpowiedzi.
- Ja widziałem , jak ona... ,  on wbił jej coś serce...
Popatrzył na na wszystkich avengersów.
- Ona nie żyje.

Steve doskonale pamiętał co czuł w tamtym momencie. Miał ochotę skoczyć w ten płomień. I wyjsć z niego albo z nią albo w ogóle. Cisza , która  wtedy nastała po słowach Bannera była okropna. W tamtym momencie poczuł , że jego sercu znów jest z kamienia. Przez te wszystkie lata , tylko jej do końca udało się je rozmrozić i sprawić , że czuł się jak prawdziwy człowiek a nie marny eksperyment. W tamtym momencie  po raz pierwszy też zaczęło mu być żal Tonego. Zobaczył , że pojedyncza łza spłynęła po policzku. Rozumiał. Wiedział jak czuję się on sam a co dopiero Tony. 
Po tym  wszystkim nic już nie było takie same. Stracił miłość a wydawało mu się jakby stracił wszystko. 





                                                 




                                                Siemanko.
No i jest Steve. Może trochę za krótko opisałam jego przeżycia ale wydaje mi się , że Steve jest raczej człowiekiem czynu. Następny rozdział będzie już z Luną i Davidem i raczej dłuższy  .


Sorki za literówki i brak przecinków .


 






 


sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 8 zwany ciągiem dalszym.

Stała nieruchomo. Od prawie godziny wpatrywała się w sporych rozmiarów lustro w hotelowym pokoju. Zaraz za nią stał Dawid , próbował jakoś sobie wytłumaczyć scenę przed sobą jednak przychodziło mu to z marnym skutkiem. Dłoń Luny , która trzymała jej podwinięty podkoszulek nad brzuchem zaczynała drętwieć jednak nadal coś nie pozwoliło jej się ruszyć. Nie mogła uwierzyć. Kilka kroków dalej na beżowej sofie siedział średniego wzrostu mężczyzna. W ręku trzymał torbę lekarską jednak umysłowo był gdzie indziej. David i Luna mogliby tak stać jeszcze dłużej ale co by to zmieniło? Luna również w pokoju była tylko fizycznie , jej myśli pływały po całym jej dotychczasowym życiu. W jej głowie zaczęły się pojawiać obrazy z przeszłości . Ona i Steve .
Urodziny Tonego , Przyłapanie Natashy i Bannera na pocałunku ,  zwerbowanie do Hydry , niedoszła śmierć i ta ostatnia noc z nim..po której chciała o wszystkim zapomnieć. I prawie jej się to udało.
Ale teraz? Dowiedziała się , że w swoim łonie nosi cząstkę Jego.  Przecież to było nierealne.
Oboje nie byli ludźmi tylko eksperymentami . To w żaden sposób nie było realne , jednak najwidoczniej natura sama wie co chce i co tworzy. Nie wiedziała co dalej. Kątem oka popatrzyła na Davida.  Kochała go po swojemu  ale teraz nie chodziło tylko o nią a dziecko dla którego chciała jak najlepiej. Poczuła na sobie jego ciało.
-Poradzimy sobie- powiedział cicho i musnął jej szyje swoimi ustami.
-Wiem...- Skłamała , jednak on to wyczuł.
- Wszyscy myślą , że nie żyjemy. - zaczął ponownie - Wyjedziemy gdzieś daleko i zaczniemy nowe życie , Jako Rodzina.
- Rodzina? - To słowo echem odbijało się po jej głowie.
Dawid podszedł do mężczyzny na sofie  który był lekarzem i to on oznajmił im ,,szczęśliwą nowinę'' popatrzył mu w oczy , kazał o wszystkim zapomnieć i wyjść z pokoju.
Podziwiała go ale dopiero teraz uświadomiła sobie jak on bardzo ją kocha . Mocno chciała odwzajemnić w pełni to uczucie.Przymknęła mocno oczy. Musi być silna , usilnie powtarzała sobie to w myślach.
Zacisnęła dłonie w pięści i jeszcze raz popatrzyła w lustro.Wiedziała , życie szykuje dla niej...dla nich jeszcze wiele.


   






                                                                         
Rozdział może nie powala długością ale za to wnosi wiele :D Naszła mnie wena po dzisiejszym inaugarcyjnym konkursie skoków narciarskich. W następnym rozdziale będzie królował Steve ...

środa, 21 października 2015

One Shot

Steve rozejrzał się wokoło siebie. Wszędzie panowała idealna cisza. Stał na wyraziście zielonym trawniku,który był jedynie ozdobą idealnych rozmiarów domu. Był pomalowanym pięknym odcieniem białego koloru a nad drzwiami zwisała amerykańska flaga. Coś wewnątrz niego zapragnęło tam wejść. Jednak gdy próbował się poruszyć , nie mógł , coś mu nie pozwalało. Nagle z domu wybiegło dwoje dzieci. Chłopczyk i dziewczynka. Chłopczyk miał blond włoski i białą karnację to samo dziewczynka, oboje coś do niego mówili , jednak nic nie słyszała , widział tylko jak radośnie poruszają ustami i co chwile wybuchają radosnym śmiechem. Nic nie mógł zrozumieć. Dziewczynka powiedziała coś chłopczykowi na ucho i po chwili obydwoje pobiegli w stronę pobliskich huśtawek. Widok huśtających się dzieci rozczulił go. Nie mógł oderwać od nich wzroku. Byli tacy... niewinni , nieświadomi świata , nie mieli żadnych trosk , wad byli idealni.
- Steve? - żeński głoś wyrwał go z zamyślenia.
Obrócił się. I zobaczył Ją. Stała tam w ślicznej kwiatowej sukience oraz rozpuszczonych włosach które bezwładnie opadały jej na ramiona.
-Peggy? - Zaniemówił.
- Kto inny był twoją największą miłością , Steve? - Słyszał tylko ją , jej dawno nie słyszany głos wywarł na nim wrażenie,
- Ty- Odpowiedział.
- Dlatego tu jesteś , Steve , masz wybór.-Powiedziawszy to spojrzała w stronę huśtających się dzieci.
- Dlaczego?- Zapytał po czym odwzajemnił jej poprzedni gest.
- Umierasz Stev. - Wypowiadając to zdanie spojrzała mu głęboko w oczy.
On wreszcie zrozumiał. Przypomniał sobie wydarzenia poprzednich godzin,minut,sekund.
Stał na przeciwko mężczyzny,Pamiętał jego broń. Dziwny pistolet z widocznymi nabojami.
W chwili gdy miał na niego ruszyć , przeleciał nad nim Iron Man a gdzieś w tle Czarna Wdowa biła się z 5 naraz , Hulk skakał po budynkach demolując przy tym większość oddziałów nieznanego wroga , Thor ratował ludzi zwisających z budynków a Sokole Oko bez namysłu waliło strzałami do coraz nowszych pojawiających się oddziałów wroga. W tym momencie on i nieznajomy mężczyzna skoczyli na siebie. Ostatnie co pamiętał to niewiarygodny ból w klace piersiowej oraz czerwona maź która prawdopodobnie była krwią.
- To niemożliwe- mruknął będąc jeszcze w amoku tamtej sytuacji.
- Ta broń cię prawie zabiła , Stev - Peggy nie spuszczała z niego wzroku.- Teraz wszyscy w Tarczy walczą o twoje życie , nawet Tony....ale teraz musisz podjąć wybór.- To gdzie teraz jesteś to twoje ukryte marzenia , sny , a może nawet przeznaczenie.
- To nasze dzieci?- Zapytał wstrząśnięty tym co usłyszał.
- Tak , Tony i Izzy.- Z uśmiechem pomachała do dziewczynki. - Sam wybierałeś imiona .
Steve wiedział przed jakim wyborem stoi. Wiedział , że jeśli odważy się wrócić straci już na zawsze swoją rodzinę ale tam miał przyjaciół ludzi którzy zawsze z nim byli ,pomagali mu. 
- Nie zmuszamy cię.- W tej chwili przed nim stali wszyscy troje , uśmiechnięci i wystawiający do niego rękę Jednak wewnątrz swojej głowy coś usłyszał ,  były to głosy jego przyjaciół , wszystkie zlewały się w całość ale dało się wysłuchać  pojedynczego ,, wróć do nas " . Upadł na ziemię, Nie potrafił wybrać ale jego ręka zdawała się delikatnie wychylać w stronę jego rodziny.....................



Mój pierwszy One Shot.
Naszło mnie i jakoś tak...się pojawił
Zakończenie można traktować w obie strony ale ostateczny wybór należy do was.

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 7 zwany pół roku później.


Pół roku później......

                                                                    Sylwester


Luna z wielkim podziwem oglądała wieczorną panoramę Toskanii.Było to piękne miasto. Nawet nazwa jej się podobała. Ktoś kiedyś jej obiecał , że ją tam zabierze.Ale tego kogoś już nigdy nie zobaczy a wszystko co powiedział nigdy się nie zdarzy. Jej oczy co chwile rozbłyskały
kolorowymi fajerwerkami które jak oszalałe wystrzeliwały z różnych części miasta.W oddali co chwile dało się słyszeć radosne śpiewy oraz wystrzeliwany korek od szampana. Luna mimowolnie się uśmiechnęła , coś się kończyło. A dla niej to był bardzo dobry znak. Wydarzenia z poprzedniego roku nieznacznie cofnęły się jej w pamięci. Jednak nadal kilka wspomnień uderzało w nią i to ze zdwojoną siłą. W końcu nie tak łatwo zapomnieć rzeczy jaką jest miłość życia ale na to wspomnienie potrząsnęła głową i je odgoniła. 
Duży, marmurowy balkon hotelu na którym aktualnie stała dodawał jej dziwnej pewności siebie.
Tymczasem fajerwerki nadal nie gasły , ciągle tańczyły po niebie jakby na świecie nie było niczego innego. To one zgarniały całą widownie. Tak ulotna rzecz jak fajerwerki...Zaczęło ją to zastanawiać.
Jednak dość krótko gdyż na swoim ciele  poczuła dłoń. Jej błękitna , krótka sukienka trochę zafalowała pod wpływem letniego wiaterku.
Odwróciła się , uśmiechnęła się po czym usiadła na zimnym marmurze . Wzięła długi kieliszek szampana z jego rąk którego bąbelki delikatnie gilgotały jej podniebienie. Popatrzyła na mężczyznę przed sobą. David. Mężczyzna który może mieć każdą a wybrał ją. Co ta miłość robi z ludźmi - pomyślała. Jednak to co stało się teraz kompletnie zepsuło jej światopogląd i postrzeganie miłości.
Uklęknął. Poczuła , że zaczęły przechodzić ją dreszcze. Z kieszeni czarnych spodni  wyciągnął czarne pudełeczko . Zamarła. Delikatnie je uchylił i teraz to złoty pierścionek  z brylantem zaczął mienić się jej w oczach. Czuła , że przestała oddychać. Ich oczy się spotkały a on wypowiedział słowa które była pewna , że usłyszy od innego.
- Wyjdziesz za mnie?- Jakieś 5 sekund temu gdy odzyskała racjonalne myślenie wiedziała , że to pytanie zaraz padnie.
Odwróciła na chwile wzrok i jej oczy zaczęły błądzić gdzieś po zabytkowym mieście. Ale coś wewnątrz niej podpowiadało jej tylko jedną odpowiedz.
-Tak.-Odrzekła po czym kieliszek z szampanem wylądował na podłodze a ona na nim.
Nie odsuwając się od siebie znaleźli się w sypialni. Była zaślepiona . Ona dla Steva już nie żyła , choć nadal kochała go jak cholera. Wiedziała , że życie przeszłością , Avengersami nawet Hydrą nic nie da. Liczyła się przyszłość. Przyszłość która wydawała się jej odległa. Nie chciała być w niej samotna , bała się tego , dlatego powiedziała ,,tak" Davidowi . Kochała go na swój sposób.Wiedziała, że ta miłość nie dorówna nigdy tej prawdziwej , tej wyśnionej , tej dwóch superbohaterów. Jednak teraz czuła się doskonale. Zapach jego ciała dodawał jej otuchy i dawał poczucie dawno już nieodczuwanego bezpieczeństwa. 
Na tle malowniczej Toskanii , nadeszłego Nowego Roku , dźwięku wystrzeliwanych fajerwerków oraz smaku szampana rodziła się nowa miłosć. Miłość nigdy w całości nie odwzajemniona ale mająca wyczekiwaną przyszłość.


Rozdział 7.
Dziękuje za 1000 wyświetleń.
Cóż...Myślicie , że Steve i Luna do siebie wrócą?
Zachęcam do dodawania linków do waszych opowiadań.

sobota, 12 września 2015

Rozdział 6 zwany najgorszym.

- Dlaczego chciałeś się z nim spotkać? - Jej głos był przepełniony nienawiścią. Kolejny cios wymierzony w twarz klęczącego przed nią mężczyzny sprawił , że ten upadł na podłogę i nie ruszał się , jednak ona stała nad nim z takim samym wyrazem twarzy. Popatrzyła na niego , przez cały czas nie odezwał nawet słowem. Zmrużyła o czy. Nie ruszał się. Nie słyszała nawet jego oddechu. Na odchodne z całej siły kopnęłą go w brzuch i upewniwszy się , że nie żyje odeszła.
Po jej głowie plątało się wiele najgorszych myśli. Zacisnęła ręce na kierownicy i pognała w stronę parku miejskiego , zaparkowała jednak kilka kilometrów a do celu udała się pieszo. Przekraczając główną bramę nałożyła kaptur. Podmuch wiatru  delikatnie musnął jej twarz i dał  efekt orzeźwienie.
Stanęła za grubym pniem drzewa które na jej oko było dębem. Bystrym okiem rozejrzała się po parku i natknęła się na Niego. Tak samo jak ona miał nałożony kaptur. Nawet przez bluzę widziała jego umięśniony brzuch . Patrzyła na niego ze smutkiem. Wszystko spieprzyła. Powinna wtedy przy tej zasranej fontannie posłuchać Davida . Nie nadawała się na agentkę tarczy , już prędzej na Hydry w końcu jednak to oni ją uratowali. Jeszcze raz spojrzała na Niego . Wydawał się zagubiony , siedział na ławce koło kosza i bacznie się wszystkiemu przyglądał. Nagle spojrzał w jej stronę. Szybko się schowała za pień i skarciła wzrokiem przechodzącego mężczyznę który dziwnie się na nią patrzył. Jeszcze tego brakowało , nie mogła rzucać się w oczy , nikt nie wiedział , że jest w mieście wrócila natychmiast gdy dostała cynk o spotkanie Steva i jej dzisiejszej ofiary. Właśnie ofiary. Zabiła dzisiaj człowiek i doskonale zdawała sobie z tego sprawę  jednak w ogóle nie było jej żal , nie odczuwała żadnego wstydu z tego powodu . Tłumaczyła to sobie tym , że był zły i pracował dla hydry co jest już wystarczającym powodem a jednak. Znów spojrzała w kierunku ławki. Jednak jego nie było ale w oddali dostrzegła  jedynie jego oddalającą się jego sylwetkę. Wypuściła z płuc powietrze. Tak bardzo chciała go chociaż dotknąć i usłyszeć jego głos ale jej przeszłość nie dawała jej takiej możliwości . Doskonale wiedziała , że tak będzie . Jeśli raz z nimi zadrzesz nie ma odwrotu a jedynie pozostaje możliwość brnięcia w to dalej.
- Mówiłem ci , że tak będzie. - Męski głos ocknął ją z przemyśleń i sprowadził znów do miejskiego parku.
Parsknęła cichym śmiechem i popatrzyła na swojego rozmówcę.
- Teraz wiesz , że z miłości.
- Teraz wiem. - pochmurniał i popatrzył na nią.- Co zamierzasz?
- Z nimi nie wygram  a tarczy do końca nigdy nie okłamę .
- To znaczy?
- Wyjeżdżam.
- Gdzie?
- Przed siebie.
- Zostawisz go?
- Znam go , gdyby się dowiedział co i jak znienawidziłby mnie a ja go za mocno kocham by mu na to pozwolić. - odparła smutnym głosem i popatrzyła na niego. Patrzył na nią . Nie rozumiała o co mu chodzi. Nigdy nie widziała go takiego.
- A tak w sumie to dzięki za cynk o spotkaniu Steva z tym gościem , nie wiedziałam że agent z takim stażem jak twój może na tyle zdradzić swoje ideały. - Odparła i uważnie zaczęła obserwować jego reakcje.
- Hydra wyszkoliła mnie inaczej. - Mruknął cicho.
-  To dlaczego pomagając mi zdradziłeś ich? - Spytała tajemniczym tonem.
- Te wszystkie spotkania przy fontannie , kłótnie , twoje spojrzenia. To było silniejsze nawet hydry , ideałów , od mnie samego . Tyle razy próbowałem zagłuszyć te uczucia , myślałem że ja nie mam serca ale chyba jest na odwrót. - zamknął oczy, zacisnął dłonie i wydał z siebie kilka słów. - Ja cie Kocham Luna. , jeśli tylko chcesz pomogę ci się ukryć i o wszystko zadbam.
Czuła się jak sparaliżowana . Pierwszy raz w życiu poczuła jak coś w jej życiu  na dobre się zamknęło i otworzyło coś innego. Mimo wszystkich kłótni z Dawidem naprawdę szczerze go lubiła a teraz te słowa . Wyprostowała się i popatrzyła w jego oczy , zdawały się być inne , nie zimne niż zwykle tylko jakby wypełnione jakimś głębszym uczuciem. Czas zamarł jak przy fontannie.
Przełknęła ślinę jednak zanim się zdążyła odezwać on zrobił to pierwszy.
- Podobno w każdym sercu miejsce jest tylko na jedną miłość i walczyć z nią jest gorzej niż z wiatrakami. - Powiedziawszy te słowa odwrócił się i odszedł. Zrobił jednak mniej niż 6 kroków gdy usłyszał za sobą jej głos.
-Wyjedź ze mną.- Powiedziała to wręcz automatycznie. - Masz racje , nie możesz z nią walczyć ale po prostu  zostań ze mną...
- Mówisz to bo boisz się samotności?
- Mówię to bo teraz jedynie ciebie mogę nazwać moją przyszłością.
Podszedł do niej po czym objął ją ramieniem. Oboje czuli się dobrze jednak oboje wiedzieli , że jego uczucie nigdy nie zostanie w pełni odwzajemnione. Luna kątem oka spojrzała na dąb , który pod wpływem lekkiego wiosennego  wiaterku  który zawiał od północy zaczął się poruszać jakby wstąpiła w niego wielka wichura. Nie zrozumiała.





Rozdział 6 który pojawił się kilkutygodniowej przerwie a w który pomimo to włożyłam trochę energii.


















sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 5 zwany rozmowami o pogodzie i nie tylko.

Steve siedział w sali narad tarczy na wprost dość rozległego okna. Znowu padało. Albo mu sie zdawało albo i nie ale przed wojną pogoda była znacznie inna. Jeśli było lato to wręcz gorące noce nie dały zasnąć a jeśli zima to nawet ognień nie dawał uczucia ciepła a teraz? Latem zimno , zimą gorąco może tylko mniej padało? Pomimo niechęci do deszczu nie mógł pohamować pewnego porównania a mianowicie deszcz kojarzył mu się z Luną. Kobieta którą bezgranicznie kochał kojarzyła mu się z deszczem. To przez dotyk. Zawsze gdy go dotykała przechodził go dreszcz zimna. Teraz nawet nie wiedział gdzie była , mówiła , że jedzie do Londynu i tylko tyle. Nie była wylewną osobą jednak on zawsze mówił jej o wszystkim nawet najdalszej scenie wojny jakiej rozgrywali wraz z innymi avengersami. Ona zawsze słuchała jednak nigdy nic głębszego nie odpowiadała. Nagle do sali wparował Tony
,,Iron Man to ja'' Stark.
- Dzień Dobry panie kapitanie jak tam mija ci ten piękny dzień ? - powiedział z bananem na twarzy.
- Od rana pada deszcz  - odrzekł.
- Trzeba patrzeć głębiej , gdzieś tam na pewno rodzi się nowe życie , dwoje kochający się ludzi mówi sobie sakramentalne ,,tak'' a świat cieszy się kolejnym bezpiecznym dniem dzięki nam a ty tylko o deszczu. - Skończył swój monolog jednak po chwili obserwowania jak zawsze bladej twarzy Steva na odchodne  dodał - Ale w sumie masz racje jak człowiek który ledwo może otworzyć windę może cieszyć się życiem w każdym sensie znaczenia tego słowa.
Steve nic nie odpowiedział tylko odprowadził go wzrokiem do drzwi. Przyjdzie taki pośmieje się z człowieka i pójdzie. Jak każdy wiedział Steve nie bardzo lubił Tonego i na odwrót Tony zbytnio nie lubił Steva. Jednak Steve starał się by go co najmniej tolerować ze względu na Lune czego Tony nie wiedział i w ogóle się nie starał. Nie dane mu było znowu być samemu gdy do sali wparował Thor.
Popatrzył , popatrzył na kapitana uśmiechnął się pod nosem i odparł.
- No i trafiła kosa na kamień.
Steve przewalił oczami a temu znowu o co chodzi ?
- Jaka kosa? jaki kamień? - powiedział pełnym irytacji głosem.
- Yyy...nie wiem co to dokładnie znaczy ale podsłuchałem jak Hawkeye mówi tak o Bannerze i Natashy no też tak powiedziałem. - powiedział dumnym tonem.
- Czyli powiedziałeś to bez sensu?
- Niezupełnie.
- Czyli?
- MIŁOŚĆ cię panie kapitanie dopadła.-odrzekł oczywistym tonem.
Cisza.
Steve lustrował go dobre 5 minut potem rozmyślał nad sensem jego ostatniego zdania a dopiero na końcu skapnął się o co chodzi z przysłowiem o kosie i kamieniu.
- Skąd...- nie musiał nawet kończyć bo Thor dobrze wiedział o co mu chodzi.
- Jestem Bogiem  a w dodatku wiem co to znaczy miłość...oczywiście taka do kobiety bo nie wiem kogo ty sobie upatrzyłeś.
- Do dziewczyny... - szybko odpowiedział.
- To się każdemu może zdarzyć ale teraz opowiadaj.- Thor usiadł na krześle obok niego i czekał prawdopodobnie na miłosną opowiadanie z dreszczykiem.
- Ale...
-  Co ale ? chce usłyszeć jak udało jej się okiełznać takiego faceta jak ty i na odwrót jak tobie udało się zatrzymać kobietę przy sobie. - Thor cicho zachichotał jednak nadal wymownie patrzył na Ameryke.
- Wiesz...kiedyś na pewno opowiem a może nawet razem opowiemy ale jeszcze nie dzisiaj , okej?
- Okej , okej ale pamiętaj ja czekam.- Thor wydawał się zasmucony , że nie usłyszy opowieści ale mimo wszystko zrozumiał.
- Ale to zostanie między nami , prawda? - zapytał Steve.
- Oczywiście , jesteś moim kumplem.
- Dzięki.
Kapitan pokiwał głową i opuścił pomieszczenie. Schodami zszedł do holu agencji.  Przechodząc obok dość sporego rozmiarów telewizor w oczy rzuciła mu się informacja na pasku wydarzeń a prawdę mówiąc jedno słowo - Londyn. 

  Na obrzeżach Londynu doszło do tragicznego w skutkach wybuchu.Zginęło 13 osób.


Steve chwile popatrzył na informacje. Londyn to przecież spore miasto , Luna mogła przecież być zupełnie w innym miejscu....albo i nie. Pełen obaw skierował się na parking. Kiedy wsiadał na motor jego telefon zawibrował. Odsunął zamek kieszeni i wyjął zwyczajnego LG  z klapką. Nie jego wina że tylko ten telefon do niego pasował. Jak się okazało telefon wibrował z powodu sms-a. Nacisnął środkowy klawisz i odczytał wiadomość.

                            Spotkajmy się jutro o 22:00 w miejskim parku.
                                                                                              R.



 Rozdział 5 o pogodzie i nie tylko znajduje się nad wami.
Wielkie dzięki dla tych  6 obserwatorów i tych komentarzy pod poprzednimi rozdziałami.
                 


sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 4 zwany połowiczną prawdą.

Nick Fury z założonymi rękami stał pośrodku otaczających go monitorów. Na jednym z nich śledził najnowsze wydanie wiadomości. Prezenterka CNN stała na tle palącego się magazynu przemysłowego na obrzeżach Londynu. Eksplozja była na tyle duża ,że swą siłą dosięgła dwa sąsiednie budynki oraz kilkanaście samochodów. Było 13 ofiar,Nie udało się nikogo zidentyfikować. Wszystkie znajdowały się wewnątrz, Fury oddychał na tyle głośno ,że było go słychać w całej sali. Nagle odezwał się na co siedzący z tyłu analitykowie podskoczyli na fotelach.
- Hill ,do mnie.
W ułamku minuty wspomniana agentka stała za nim. Stanowisko Furego było oddalone na tyle ,że jedynie ona mogła usłyszeć jego rozkaz.
- Sprawdź mi ostatnie i aktualne położenie Luny - wydał rozkaz nawet nie odwracając się do niej.
W szybkim tempie podeszła do swojego komputera , jednak wróciła po 10 minutach.
- Ostatnie położenie to mieszkanie w Londynie a aktualne nie jest znane - odarła niepewnym głosem.
- Jak to nie jest znane?
- Wyłączyła nadajnik, komórkę a nawet GPS w samochodzie jednak pobrałam zapis z londyńskiej kamery gdzie nasz identyfikator twarzy ją rozpoznał po czym pokazała mu tablet  z nagraniem
- Ulice dalej doszło do eksplozji...-zaczęła ale nie skończyła
Fury bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę od początku pojawienia się informacji o wybuchu.
Wiedział ,że to Luna ale nie wiedział dlaczego. Była osobą trzeźwo myślącą i musiała mieć bardzo dobry powód żeby wysadzać prawie całą ulice w powietrze.Ciekawość go wręcz zżerała.
- Jeśli ktokolwiek by się o nią pytał ,mów ,że ma nową robotę i nie wiadomo kiedy wróci.To dotyczy WSZYSTKICH  avengersów - przedostatnie słowo mocno zaakcentował i posłał jej wymowne spojrzenie.
- Rozumiem - odparła - nie wysyłamy oddziału poszukiwawczego?
- Nie , dopóki sama nie da znaku życia wszystko zostaje między nami , nie wiadomo co znalazła w tym magazynie , że uznała aby wszystko wysadzić i robiąc przy tym niezłą jadkę - wytłumaczył - Gdyby jacyś ,,przyjaciele'' się nas czepiali mów ,że mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż wysadzanie magazynów w powietrze - mówiąc to wyszedł z centrum operacyjnego i skierował się do windy.
Na chybił trafił wybrał 10 piętro. Co chwile spoglądał na ekran małego ekranu wskazującego piętra gdy wskazało 5 małym czerwonym przyciskiem zatrzymał windę , nastał półmrok który rozświetlała jedynie blado świecąca pojedyncza lampa. Z wewnętrznej kieszeni długiego płaszcza wyjął telefon. Był to zwyczajny dotykowy samsung. W spisie kontaktów widniał tylko jeden. Wybrał go. Kilka sygnałów.
- Już myślałam ,że nie zadzwonisz - Wysoki kobiecy głos Luny powitał go - Jak tam widoki z windy?
- Zawsze dzwonie a widoki są piękne - bąknął sarkastycznym tonem - Czekam...
- Swoimi nadprzyrodzonymi zdolnościami oraz instynktem uznałam ,że tak będzie najlepiej,
- Nadal czekam...
- W magazynie była broń tarczy a przed magazynem tuziny szpiegów a poza tym z ust jednego usłyszałam Hydra , to co miałam zrobić?
- Skąd mieli naszą broń? - zapytał z coraz bardziej wkurwiony.
- No wyczarowali sobie.
- Kto?
- A ja niby skąd mam wiedzieć ?
- Najpierw trzeba było spytać potem wysadzać.
- Chciałam z zaskoczenia.
- No to masz.
- Spokojnie szefie , podążam teraz za pewnym tropem gdy coś znajdę odezwę się.
-Jakim tropem?
- Odezwę się , sytuacja musi się uspokoić - zanim cokolwiek zdążył powiedzieć rozłączyła się.
Z telefonu wyjął kartę pamięci i  sam telefon schował głęboko do kieszeni płaszczu. 
Coś było nie tak. Kret w tarczy? Nie mieściło mu się to w głowie. Musiał działać krótko inaczej szybko byśmy go wykryli. Miał dostęp do broni. Jednak każdy kogo znał miał dostęp ale w takich ilościach? przecież nie zgłoszono nieprawidłowości. Wiedział , że nie może działać od środka , spłoszył by szpiega a przy okazji zdemaskował Lune. Właśnie, Luna. Wiedział ,że była bardzo dobrą agentką , siotrą Starka a mimo wszystko wiedział , że coś ukrywa. Usta mówiły prawdę a oczy jakby zawsze kłamały,Włączył windę która już bez większych przeszkód wyjechała na 10 piętro.Gdy drzwi się otworzyły zobaczył niecodzienny widok. Captain Ameryka i Thor stali przed guzikami od windy i nad czymś wyraźnie dumali. 
- Działa - powiedzieli obaj na głos.
- A co ma nie działać ? Prawie nowa. 
- Ale my wciskaliśmy ten guziczek i nie działała - Thor wskazał na malutki guziczek.
- To od drugiej windy ciole -
- To dlatego..
-Idioci....



                          


*********************************************************************************
Rozdział 4 do stawia się na baczność.
Dziękuje tym 4 obserwatorom.