sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 5 zwany rozmowami o pogodzie i nie tylko.

Steve siedział w sali narad tarczy na wprost dość rozległego okna. Znowu padało. Albo mu sie zdawało albo i nie ale przed wojną pogoda była znacznie inna. Jeśli było lato to wręcz gorące noce nie dały zasnąć a jeśli zima to nawet ognień nie dawał uczucia ciepła a teraz? Latem zimno , zimą gorąco może tylko mniej padało? Pomimo niechęci do deszczu nie mógł pohamować pewnego porównania a mianowicie deszcz kojarzył mu się z Luną. Kobieta którą bezgranicznie kochał kojarzyła mu się z deszczem. To przez dotyk. Zawsze gdy go dotykała przechodził go dreszcz zimna. Teraz nawet nie wiedział gdzie była , mówiła , że jedzie do Londynu i tylko tyle. Nie była wylewną osobą jednak on zawsze mówił jej o wszystkim nawet najdalszej scenie wojny jakiej rozgrywali wraz z innymi avengersami. Ona zawsze słuchała jednak nigdy nic głębszego nie odpowiadała. Nagle do sali wparował Tony
,,Iron Man to ja'' Stark.
- Dzień Dobry panie kapitanie jak tam mija ci ten piękny dzień ? - powiedział z bananem na twarzy.
- Od rana pada deszcz  - odrzekł.
- Trzeba patrzeć głębiej , gdzieś tam na pewno rodzi się nowe życie , dwoje kochający się ludzi mówi sobie sakramentalne ,,tak'' a świat cieszy się kolejnym bezpiecznym dniem dzięki nam a ty tylko o deszczu. - Skończył swój monolog jednak po chwili obserwowania jak zawsze bladej twarzy Steva na odchodne  dodał - Ale w sumie masz racje jak człowiek który ledwo może otworzyć windę może cieszyć się życiem w każdym sensie znaczenia tego słowa.
Steve nic nie odpowiedział tylko odprowadził go wzrokiem do drzwi. Przyjdzie taki pośmieje się z człowieka i pójdzie. Jak każdy wiedział Steve nie bardzo lubił Tonego i na odwrót Tony zbytnio nie lubił Steva. Jednak Steve starał się by go co najmniej tolerować ze względu na Lune czego Tony nie wiedział i w ogóle się nie starał. Nie dane mu było znowu być samemu gdy do sali wparował Thor.
Popatrzył , popatrzył na kapitana uśmiechnął się pod nosem i odparł.
- No i trafiła kosa na kamień.
Steve przewalił oczami a temu znowu o co chodzi ?
- Jaka kosa? jaki kamień? - powiedział pełnym irytacji głosem.
- Yyy...nie wiem co to dokładnie znaczy ale podsłuchałem jak Hawkeye mówi tak o Bannerze i Natashy no też tak powiedziałem. - powiedział dumnym tonem.
- Czyli powiedziałeś to bez sensu?
- Niezupełnie.
- Czyli?
- MIŁOŚĆ cię panie kapitanie dopadła.-odrzekł oczywistym tonem.
Cisza.
Steve lustrował go dobre 5 minut potem rozmyślał nad sensem jego ostatniego zdania a dopiero na końcu skapnął się o co chodzi z przysłowiem o kosie i kamieniu.
- Skąd...- nie musiał nawet kończyć bo Thor dobrze wiedział o co mu chodzi.
- Jestem Bogiem  a w dodatku wiem co to znaczy miłość...oczywiście taka do kobiety bo nie wiem kogo ty sobie upatrzyłeś.
- Do dziewczyny... - szybko odpowiedział.
- To się każdemu może zdarzyć ale teraz opowiadaj.- Thor usiadł na krześle obok niego i czekał prawdopodobnie na miłosną opowiadanie z dreszczykiem.
- Ale...
-  Co ale ? chce usłyszeć jak udało jej się okiełznać takiego faceta jak ty i na odwrót jak tobie udało się zatrzymać kobietę przy sobie. - Thor cicho zachichotał jednak nadal wymownie patrzył na Ameryke.
- Wiesz...kiedyś na pewno opowiem a może nawet razem opowiemy ale jeszcze nie dzisiaj , okej?
- Okej , okej ale pamiętaj ja czekam.- Thor wydawał się zasmucony , że nie usłyszy opowieści ale mimo wszystko zrozumiał.
- Ale to zostanie między nami , prawda? - zapytał Steve.
- Oczywiście , jesteś moim kumplem.
- Dzięki.
Kapitan pokiwał głową i opuścił pomieszczenie. Schodami zszedł do holu agencji.  Przechodząc obok dość sporego rozmiarów telewizor w oczy rzuciła mu się informacja na pasku wydarzeń a prawdę mówiąc jedno słowo - Londyn. 

  Na obrzeżach Londynu doszło do tragicznego w skutkach wybuchu.Zginęło 13 osób.


Steve chwile popatrzył na informacje. Londyn to przecież spore miasto , Luna mogła przecież być zupełnie w innym miejscu....albo i nie. Pełen obaw skierował się na parking. Kiedy wsiadał na motor jego telefon zawibrował. Odsunął zamek kieszeni i wyjął zwyczajnego LG  z klapką. Nie jego wina że tylko ten telefon do niego pasował. Jak się okazało telefon wibrował z powodu sms-a. Nacisnął środkowy klawisz i odczytał wiadomość.

                            Spotkajmy się jutro o 22:00 w miejskim parku.
                                                                                              R.



 Rozdział 5 o pogodzie i nie tylko znajduje się nad wami.
Wielkie dzięki dla tych  6 obserwatorów i tych komentarzy pod poprzednimi rozdziałami.
                 


sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 4 zwany połowiczną prawdą.

Nick Fury z założonymi rękami stał pośrodku otaczających go monitorów. Na jednym z nich śledził najnowsze wydanie wiadomości. Prezenterka CNN stała na tle palącego się magazynu przemysłowego na obrzeżach Londynu. Eksplozja była na tyle duża ,że swą siłą dosięgła dwa sąsiednie budynki oraz kilkanaście samochodów. Było 13 ofiar,Nie udało się nikogo zidentyfikować. Wszystkie znajdowały się wewnątrz, Fury oddychał na tyle głośno ,że było go słychać w całej sali. Nagle odezwał się na co siedzący z tyłu analitykowie podskoczyli na fotelach.
- Hill ,do mnie.
W ułamku minuty wspomniana agentka stała za nim. Stanowisko Furego było oddalone na tyle ,że jedynie ona mogła usłyszeć jego rozkaz.
- Sprawdź mi ostatnie i aktualne położenie Luny - wydał rozkaz nawet nie odwracając się do niej.
W szybkim tempie podeszła do swojego komputera , jednak wróciła po 10 minutach.
- Ostatnie położenie to mieszkanie w Londynie a aktualne nie jest znane - odarła niepewnym głosem.
- Jak to nie jest znane?
- Wyłączyła nadajnik, komórkę a nawet GPS w samochodzie jednak pobrałam zapis z londyńskiej kamery gdzie nasz identyfikator twarzy ją rozpoznał po czym pokazała mu tablet  z nagraniem
- Ulice dalej doszło do eksplozji...-zaczęła ale nie skończyła
Fury bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę od początku pojawienia się informacji o wybuchu.
Wiedział ,że to Luna ale nie wiedział dlaczego. Była osobą trzeźwo myślącą i musiała mieć bardzo dobry powód żeby wysadzać prawie całą ulice w powietrze.Ciekawość go wręcz zżerała.
- Jeśli ktokolwiek by się o nią pytał ,mów ,że ma nową robotę i nie wiadomo kiedy wróci.To dotyczy WSZYSTKICH  avengersów - przedostatnie słowo mocno zaakcentował i posłał jej wymowne spojrzenie.
- Rozumiem - odparła - nie wysyłamy oddziału poszukiwawczego?
- Nie , dopóki sama nie da znaku życia wszystko zostaje między nami , nie wiadomo co znalazła w tym magazynie , że uznała aby wszystko wysadzić i robiąc przy tym niezłą jadkę - wytłumaczył - Gdyby jacyś ,,przyjaciele'' się nas czepiali mów ,że mamy ważniejsze rzeczy na głowie niż wysadzanie magazynów w powietrze - mówiąc to wyszedł z centrum operacyjnego i skierował się do windy.
Na chybił trafił wybrał 10 piętro. Co chwile spoglądał na ekran małego ekranu wskazującego piętra gdy wskazało 5 małym czerwonym przyciskiem zatrzymał windę , nastał półmrok który rozświetlała jedynie blado świecąca pojedyncza lampa. Z wewnętrznej kieszeni długiego płaszcza wyjął telefon. Był to zwyczajny dotykowy samsung. W spisie kontaktów widniał tylko jeden. Wybrał go. Kilka sygnałów.
- Już myślałam ,że nie zadzwonisz - Wysoki kobiecy głos Luny powitał go - Jak tam widoki z windy?
- Zawsze dzwonie a widoki są piękne - bąknął sarkastycznym tonem - Czekam...
- Swoimi nadprzyrodzonymi zdolnościami oraz instynktem uznałam ,że tak będzie najlepiej,
- Nadal czekam...
- W magazynie była broń tarczy a przed magazynem tuziny szpiegów a poza tym z ust jednego usłyszałam Hydra , to co miałam zrobić?
- Skąd mieli naszą broń? - zapytał z coraz bardziej wkurwiony.
- No wyczarowali sobie.
- Kto?
- A ja niby skąd mam wiedzieć ?
- Najpierw trzeba było spytać potem wysadzać.
- Chciałam z zaskoczenia.
- No to masz.
- Spokojnie szefie , podążam teraz za pewnym tropem gdy coś znajdę odezwę się.
-Jakim tropem?
- Odezwę się , sytuacja musi się uspokoić - zanim cokolwiek zdążył powiedzieć rozłączyła się.
Z telefonu wyjął kartę pamięci i  sam telefon schował głęboko do kieszeni płaszczu. 
Coś było nie tak. Kret w tarczy? Nie mieściło mu się to w głowie. Musiał działać krótko inaczej szybko byśmy go wykryli. Miał dostęp do broni. Jednak każdy kogo znał miał dostęp ale w takich ilościach? przecież nie zgłoszono nieprawidłowości. Wiedział , że nie może działać od środka , spłoszył by szpiega a przy okazji zdemaskował Lune. Właśnie, Luna. Wiedział ,że była bardzo dobrą agentką , siotrą Starka a mimo wszystko wiedział , że coś ukrywa. Usta mówiły prawdę a oczy jakby zawsze kłamały,Włączył windę która już bez większych przeszkód wyjechała na 10 piętro.Gdy drzwi się otworzyły zobaczył niecodzienny widok. Captain Ameryka i Thor stali przed guzikami od windy i nad czymś wyraźnie dumali. 
- Działa - powiedzieli obaj na głos.
- A co ma nie działać ? Prawie nowa. 
- Ale my wciskaliśmy ten guziczek i nie działała - Thor wskazał na malutki guziczek.
- To od drugiej windy ciole -
- To dlatego..
-Idioci....



                          


*********************************************************************************
Rozdział 4 do stawia się na baczność.
Dziękuje tym 4 obserwatorom.





wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 3 zwany czymś szokującym część 2

Dni mijały powolnie jednak Luna czuła nieprzyjemny i prawie bezwonny zapach jutra.Wiedziała , że coś nadchodzi.Jej obaw nie mógł ukoić nawet Steve.Kochała go jak nikogo na świecie ale wiedziała , że nawet on nie może przewidzieć jutra.Mimowolnie zmrużyła oczy. Deszczowy krajobraz Londynu , który od 3 dni obserwowała za oknem zaczynał ją coraz bardziej nużyć.Nagle otworzyła oczy i skrupulatnie zaczęła obserwować sylwetkę mężczyzny który wyszedł z budynku naprzeciw.To był właśnie cel jej wizyty w Londynie. Nowe zadanie.Obserwacja mężczyzny zamieszanego w handel bronią na całym świecie. Był pod obserwacją prawie wszystkich agencji wywiadowczych i tylko oczywiście po cichu ponieważ oficjalnie jego sprawę prowadziło FBI.Luna pomimo sytuacji uśmiechnęła się ,gdyż dla niej i dla wszystkich agencji FBI było jak policja wtrącająca się we wszystko.Obserwując całą okolicę mogła spokojnie wskazać wszystkich ..policjantów''.Jeden w samochodzie ,drugi czyta gazetę pod słupem.W deszcz.A jeszcze któryś pali papierosa na ławce.
Z innymi agencjami było trudniej ,lepiej wyszkoleni.Szybkim krokiem wzięła z jedynego krzesła w mieszkaniu kurtkę i wyszła z mieszkania.Z jednym pokojem i krzesłem oraz czymś na pozór przypominającym łóżko.Drzwi nie zamykała , bo po co?  wampirzym tempem zbiegła ze schodów prosto na ulice.Poszła za jego zapachem.Doskonale go znała.Szła blisko budynków z kapturem na głowie.Oczywiście nie tylko ona go śledziła.Westchnęła , nie lubiła takich sytuacji.
Właśnie wszedł do niewielkiej rudery gdzieś na zadupiu Londynu. Na razie nikt nie odważył się wejść. Ona nie była wszystkimi więc w ludzkim tempie przeszła przez ulice i uliczką koło wspomnianej rudery doszła do drabinki pożarniczej.Wspięła się na nią prosto na dach budynku.
Mimo że budynek zdawał się zapuszczoną meliną były na niej okna dachowe. Pięścią przebiła szybę i szybko wskoczyła do środka .Na piętrze nikogo nie było oprócz wielkich skrzyń.Otworzyła jedną z nich.Broń.Jednak to nie były zwykła broń..Na lufie miały wygraderowany znak tarczy.Ale co ona tu robi.To nie możliwe mruknęła pod nosem.Jeśli ktoś znajdzie tę broń wszyscy będą udupieni i zaczną szukać kreta......Ostatnia jej myśl wręcz ją sparaliżowała ale skąd mają broń.Wiele pytań bez odpowiedzi.Odzyskała trzeźwość umysłu.Co by kazał zrobić Fury? No tak.Na zewnątrz czaiły się tłumy szpiegów więc rozwiązanie było jedno. Wzięła jeden z karabinów ze skrzyni i odbezpieczyła , naładowała nabojami ze skrzyni obok i poszła w stronę dobiegających dźwięków. Rozmawiali po rosyjsku.Rozumiała pojedyncze słowa.Wśród nich było słowo Hydra.Czuła że nawet jak na wampira robiło jej się słabo jednak wszystko zaczynało układać się w całość.Teraz albo nigdy.Zeskoczyła zza balustrady i otworzyła ogień.Padali jak mrówki. Naszczęście tłumiki  tarczy były najlepsze więc ci ci na zewnątrz nie usłyszeli nic. Ponownie wskoczyła na górne piętro i otworzyła drugą ze skrzyń z bardzo dobrze znanym Lunie obrazkiem.Materiały wybuchowe.Położyła skrzynie na środku po czym zapaliła zapalniczkę.Wrzuciła ją prosto do skrzyni.Wyszła tym samym wejściem co weszła.Bedąc na dachu przeskoczyła na drugi budynek.Nastąpiła eksplozja.Patrzyła chwile na palące się dowody, zacisnęła dłonie na skrawku kurtki. Glowę uniosła do góry tak , że nadal padający deszcz muskał jej twarz.






Rozdział 3 do waszej oceny. Zakończyłam go trochę nie na miejscu.Wiem.Błędy , błędy. ale strasznie odzwyczaiłam się od pisania w końcu wakacje.
Szczerze dziękuje tym 2 obserwatorom.



wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział drugi zwany czymś szkoującym

Czarne Lamborghini gnało z zastraszająca prędkościom przez miasto , nie zatrzymując się nawet na światłach powodując przy tym stłuczkę dwóch samochodów.Luna na chwilę spoglądneła za siebie jednak nie wywarło to niej dużego wrażenia.Przeklinając jedynie kogoś kto te światła tam ustawił wcisnęła gaz do dechy i z piskiem opon skręciła w prawą stronę ulicy po czym zwolniła do normalnej prędkości jednak i z tym jej samochód rzucał się w oczy.Zaparkowała koło ogromnego centrum handlowego , gdzieś gdzie problemy z wyjechaniem miałby sam Fernando Alonso.Kierując się w stronę wejścia założyła na siebie czarną bluzę z kapturem który założyła na głowę.Weszła na przepełnione ludźmi pierwsze piętro galerii.Szybkim krokiem skierowała się do średniej wielkości fontanny stojącej na środku.Usiadła na jej skraju.Fontanna była jedynym miejscem gdzie mogłoby się wydawać dziwne nie było kamer ochronny co sprawdzała wielokrotnie.Delikatnie zanurzyła prawą ręke do wody.Woda była ciepła i na chwile dała jej ukojenie jednak było to chwilowe gdyż usłyszała tak znany sobie głos.Mężczyzna powitał ją jednym z powitalnych zwrotów i usiadł tak samo jak ona na krawędzi fontanny.Był to przystojny pełen wdzięku oraz kultury mężczyzna.Niejedna kobieta która mijała fontanne spoglądała na niego zwrokiem pełnym pożądania i nadzieją odwzajemnienia spojrzenia jednak ich nadzieje spełzały z niczym gdyż on uporczywie patrzył zawsze na twarz jednej kobiecie.
Uważny obserwator zauważyłby jedną z cech która ich łączy a mianowicie odcień skóry.Po jego krótkim powitaniu nastała cisza.
-Witaj-Odpowiedziała.
-Gratulacje udanego zadania.-Powiedział głosem triumfu niczym Fury.
Cisza.
-Dziękuje.-Odparła pół pewnym głosem.
-Jesteś nieswoja.
-Tylko zmęczona.
-Ty nie odczuwasz zmęczenia.
Cisza.
-Dobra , nie będę udawać , ta sytuacja mi ciąży.
-Jakoś nigdy tego nie robiła.
-Teraz sie coś zmieniło.
-Mogę wiedzieć co?
-Nie możesz.
Mężczyzna zrobił pokerową twarz.
-Chcesz mi coś powiedzieć?-Zapytał.
-Tak.-Tym razem odparła pewnym głosem.-Mam gdzieś co teraz zrobicie,komu o mnie powiedziecie,kogo wyślecie żeby mnie zabić ale ja odchodzę.
Ostatnie zdanie powiedziała podniesionym tonem jednak tak żeby tylko do ich uszu dotarło.
Mężczyną był wyraźnie zaskoczony.
-Tyle dla ciebie zrobiliśmy , wyciągneliśmy prawie z trumny, pokazali jak ze sobą postępować , uczyniliśmy cię jedną z najlepszych zabójczyń a ty tak poprostu mówisz że odchodzisz?
-Mówiliście również , że każdy człowiek ma wybór.
-Wybór o którym mówisz już dawno podjęłaś innego nigdy nie miałaś.
Obdarzyła go krzywym spojrzeniem.
-Wszyscy się czasem mylą , to dotyczy wszystkiego.-Zlustrowała go od góry do dołu po czym dodała ja myślała ostatnie zdanie.
-Powiedz Mu że jeśli ma mi jeszcze coś do powiedzenia wie jak się skontaktować.
-Czyli od teraz jesteś w pełni agentką tarczy?
-Zawsze nią byłam a ty w życiu nie byłeś nikim jedynie jego marnym sługą.-Wyszeptała mu to zdanie na ucho po czym zaczęła rozkoszować się jego pełnym wściekłości spojrzeniem które przepełnione było czarą goryczy.
-Popatrz na siebie ci w tarczy są inni a ty jesteś zupełnie inna przez te wszystkie lata pracowania dla nas  myślisz , że pozostałaś tą samą dziewczyna?siostrą?zabójcą?, stałaś się tą złą Luna , teraz może tego nie dostrzegasz ale jak odejdziesz coraz więcej rzeczy zacznie ci ciążyć , coraz więcej rzeczy zacznie się zmieniać a w końcu prawda w tajemnicy wyjdzie na jaw.-Skończył swój monolog po czym rozejrzał się wkoło.Czas jakby zamarł a ona stała jak słup i przetwarzała jego słowa.Po krótkiej minucie i ona rozejrzała się dookoła jednak ich  cichy dialog raczej nie zainteresował innych ludzi.
-Wiesz , mam wystarczająco dużo czasu a nawet jeszcze więcej aby zobaczyć czy twoje słowa rzeczywiście się spełnią a ty masz go jakby to powiedzieć....mniej.-Odrzekła po czym nawet na niego nie patrząc żwawym krokiem odeszła w stronę wyjścia.Rozejrzała się wokoło po czym swoim tempem pobiegła w stronę swojego samochodu.Była przy nim po sekundzie , wsiadła do niego ale przedtem upewniła się , że nikt nie widział jej wybryku.Głośno westchnęła , właśnie zakończyła w swoim życie pewien etap.Wiedziała że skutki tego etapu będą się za nią ciągnąć przez wieki i wszystko co powiedział jej poprzedni rozmówca było prawdą ale nie mogła już tak dalej.Uczucie jakim obdarzała jednego niezwykłego mężczyznę przewyższało nawet strach przed nieuniknioną zemstą,Odpaliła samochód po czym zgodnie z kodeksem drogowym odjechała w stronę zachodzącego słońca.






Rozdział miał być w niedziele ale wypadło że wtorek bardziej przypadł mu do gustu
       
                                               :D